Bogdan Borucki
KSIĄŻĘ NA BANKNOCIE
Legenda księcia Józefa Poniatowskiego zaczęła się rodzić już w dniu jego śmierci. Konduktowi
żałobnemu z Lipska do Warszawy, a potem do katedry na Wawelu, towarzyszyły liczne
uroczystości patriotyczne i msze, utrwalające w świadomości Polaków mitologiczny obraz
księcia. Poniatowski stał się uosobieniem wszelkich cnót obywatelskich i polskich aspiracji
niepodległościowych.
Na początku XX wieku obficie obrodziła literatura o tematyce napoleońskiej, w której „książę
polskiego honoru” miał miejsce szczególne. Mowa zwłaszcza o pracach Szymona Askenazego,
wielkiego admiratora (często bezkrytycznego) zarówno Poniatowskiego, jak i Napoleona. Tak się
złożyło, że rocznicowe obchody zgonu bohatera w nurtach Elstery zbiegły się w czasie
z poważnym zawirowaniem międzynarodowym, które wkrótce doprowadziło do wybuchu wielkiej
wojny. Sprawa polska wreszcie stała się przedmiotem zainteresowania wielkich mocarstw.
Wybitny znawca epoki Bronisław Pawłowski pisał w popularnej broszurze wydanej we Lwowie
nakładem Macierzy Polskiej: Bo nie o czcze tytuły mu chodziło, ale o dobro i zbawienie sprawy
ojczystej. Legendę Kościuszki, legionów i właśnie Poniatowskiego – wzorowego żołnierza
i dowódcy – perfekcyjnie wykorzystał Józef Piłsudski, tworząc zręby wojska polskiego. Jeden ze
świadków tamtych czasów wspominał: Objął nas powiew najszczytniejszego romantyzmu. Odżyła
przed nami dawna Polska, rycerska i ułańska. Zdawało mi się, że to Dąbrowski lub książę Józef
wstał z grobu. Zapanował nastrój powszechnego zbratania.
Po odzyskaniu niepodległości kult księcia nie przyblakł, jedynie zmienił nieco funkcję – stał
się teraz elementem państwowotwórczym. Odzyskany na mocy traktatu ryskiego zrabowany
przez Rosjan pomnik dłuta Thorvaldsena został z wielką pompą ustawiony na pl. Saskim, przed
kolumnadą Pałacu Saskiego. Podczas uroczystości, którym towarzyszyła defilada, obok
najwyższych władz państwowych honorowe miejsce zajął marsz. Ferdynand Foch (mianowany
miesiąc wcześniej także marszałkiem Polski), a pomnik księcia stał się symbolem sojuszu
polsko-francuskiego. Do obiegu wchodziły kolejne znaczki pocztowe, papeterie, pocztówki
i okolicznościowe druki telegramów z podobizną księcia.
Banknot w magazynie i niebrzęcząca moneta
Obok statui na pl. Saskim najbardziej spektakularną formą uhonorowania pamięci księcia
Józefa były banknoty emitowane przez Bank Polski S.A. Jednak pierwszy banknot
z wizerunkiem Poniatowskiego był wcześniejszy – został wyemitowany w 1919 roku w blisko
17-milionowym nakładzie. Na mocy uchwały sejmowej we Francji i Szwajcarii wydrukowano
wówczas osiem nominałów od 1 do 100 zł. Książę Józef widniał na pięciozłotówce, na
pozostałych – Tadeusz Kościuszko. Zresztą przez całe dwudziestolecie na awersach
banknotów częściej pojawiał się pierwszy naczelnik państwa: znalazł się na 17, a książę
Józef tylko na czterech banknotach.
Ze względu na szalejącą inflację banknot z Poniatowskim wprowadzono do obrotu dopiero
pięć lat później. Przez ten czas podatnicy płacili za magazynowanie setek milionów banknotów,
które w obiegu były tylko półtora roku. Wtedy wydrukowano podobny bilet o tym samym
nominale, różniący się przede wszystkim inną formułą prawną na rewersie.
Z chwilą wprowadzenia do obiegu złotego obok banknotów pojawiły się monety. Jednak
kruszcu na bilon było tak niewiele, że ówczesny minister skarbu Władysław Grabski
zdecydował, aby monety czasowo zastąpić papierowymi biletami zdawkowymi. Na awersie
biletu o nominale 50 gr widnieje otoczony stylizowanymi liśćmi akantu pomnik księcia Józefa
dłuta Thorvaldsena. W obiegu znalazło się 18 839 000 jego egzemplarzy. Jednak dla
miłośników Poniatowskiego nie była to najlepsza forma upamiętnienia bohatera spod Raszyna,
gdyż bilety zdawkowe nie cieszyły się zaufaniem i starano się ich jak najszybciej wyzbywać.
Sto złotych idei artysty
Zupełnie inaczej rzecz się miała z banknotem 100 zł, po raz pierwszy wydrukowanym
techniką wklęsłodrukową, praktycznie niedostępną dla ówczesnych fałszerzy. Był to pierwszy
druk Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Rzecz była niezwykle ważna, bowiem
realizujące wcześniejsze zamówienia drukarnie francuskie, szwajcarskie i brytyjskie
dopuszczały się nadużyć i nie zawsze dotrzymywały terminów. Ale druk stuzłotówki miał też
znaczenie propagandowe – to pierwszy banknot, jak głoszono, w całości wyprodukowany
w Polsce (co nie do końca było prawdą, bo drzeworyt rewersu cięto w pracowni Eugene’a
Gaspe’a przy Banque de France). W każdym razie banknot wkrótce stał się symbolem
trwałości Rzeczypospolitej i chętnie go tezauryzowano.
Pierwszy druk stuzłotówki to rok 1932, ale dużo wcześniej rozpisano konkurs na projekt.
Zwyciężył Józef Mehoffer, wybitny i uznany artysta. Jego sława na pewno wpłynęła na
werdykt jury, ale raczej nie to miało decydujące znaczenie. Mehoffer swą – z ducha secesyjną
– symboliką najcelniej trafił w gusta i potrzeby władzy. Zresztą projekt zmieniał się od chwili
powstania do skierowania do druku, niewątpliwie także pod wpływem sugestii emitenta.
Wszak były to czasy, kiedy rządzący przykładali wielką wagę do budowania prestiżu młodego
państwa zarówno w kraju, jak i poza granicami.
W dziejach polskiego pieniądza to najbardziej rozbudowany pod względem symboliki banknot.
Na awersie dominuje medalion z obliczem Poniatowskiego w mundurze generała Księstwa
Warszawskiego. Nad umieszczonym centralnie herbowym orłem szybuje postać z szarfą z liczbą
100 u nóg, którą często utożsamia się z aniołem opiekuńczym. Jednak można wątpić w te
interpretacje, skoro postać jest zmysłowo naga, a w prawej dłoni ma kaduceusz – atrybut
Merkurego i Hermesa. Symbolika rewersu jest jeszcze bardziej rozbudowana. Centralnym
elementem jest rozłożysty, dorodny dąb – znak siły i trwałości. Nie jest to jednak anonimowe
drzewo, lecz dąb z Kamiennej Góry, wznoszący się nad najbardziej spektakularnym
przedsięwzięciem Drugiej Rzeczypospolitej – portem w Gdyni. Zresztą jeśli przyjrzeć się
uważniej, to po prawej stronie za uprawnymi polami dostrzec można kontury miasta – to odległy
Gdańsk. Otaczają go słupki grubych, złotych monet. Po lewej stronie – dzierżący kaduceusz
uskrzydlony Merkury, symbol handlu, ale i pokoju. Po stronie prawej Fortuna z rogiem obfitości –
bogini plonów, personifikacja rolnictwa, będącego wówczas podstawą polskiej gospodarki.
Artysta dodatkowo wyposażył ją w młot i koło zębate symbolizujące przemysł. Na dole banknotu
widnieje otoczone dorodnymi kłosami zboża logo Banku Polskiego, wplecione w pług. Znak
wodny to postać królowej Jadwigi wzorowana raczej na obrazie Bacciarellego niż Matejki – ale to
nie jest projekt Mehoffera.
Książę polskiej gospodarki?
Symbolika rewersu służy wyłącznie propagandzie sukcesu gospodarczego, toteż może
zastanawiać, dlaczego patronuje jej na awersie niepoprawny utracjusz książę Józef
(Kraszewski, Askenazy i wielu innych bezskutecznie starało się, by księciu zapomnieć tę
przypadłość). Nie jest to ukłon wobec Francji, bo relacje z Paryżem popsuły się po objęciu teki
ministra spraw zagranicznych przez Józefa Becka. Można to ewentualnie uznać za
honorowanie dużo wcześniejszych wyników konkursu, ale to raczej wymuszona interpretacja.
Czy wielomilionowa emisja banknotów z portretem księcia Józefa miała służyć popularyzacji
legendy Poniatowskiego, czy jedynie utylizować jego wizerunek dla bieżących
potrzeb państwa i rządzących nim elit? Na pewno 100 zł
puszczone w obieg w wielomilionowym nakładzie przyczyniło się do utrwalenia legendy księcia
w świadomości Polaków, nawet tych, którzy nie przeczytali żadnej książki – w chwili emisji
prawie jedna czwarta ludności to analfabeci. Wątpliwe, aby było to głównym celem oficjalnie
niezależnych, lecz w dużym stopniu związanych z obozem piłsudczykowskim władz Banku
Polskiego. Bliższe prawdy mogą być domniemania ówczesnej opozycji, według której był to
raczej element budowania nowego mitu. Wszak Piłsudski – wzorem swego bohatera Napoleona
– budował za życia własną legendę. Komponował ją ze skrawków biografii Kościuszki,
Dąbrowskiego, Traugutta i księcia Józefa, który był mu najbliższy jako nieustraszony żołnierz
i wódz, poświęcający życie dla odbudowania niepodległej Polski. A i wady Poniatowskiego nie
były mu wstrętne, zwłaszcza jego skłonność do romansów – bo utożsamiały romantyczną duszę
polską.
Piłsudski inteligentnie tworzył swą legendę, zachowując wyraźny dystans do pierwowzorów.
Inaczej było z jego akolitami, którzy walili na odlew – jak Józef Maciejowski w książce Dwaj
marszałkowie czy później Jerzy Kossak, malując znany obrazek reprodukowany na tysiącach
pocztówek. Jednak Józef Mehoffer to inna klasa niż produkujący taśmowo patriotyczne obrazki
bracia Kossakowie. Należy wierzyć, iż projekt stuzłotówki z rozbudowaną symboliką
państwowotwórczą to przede wszystkim wynik przemyśleń rozmiłowanego w rodzimej historii
artysty, a nie prosta realizacja zamówienia publicznego.
Banknotu życie po życiu
W ponurych czasach Generalnego Gubernatorstwa banknot z Poniatowskim pozostawiono
w obiegu, tyle że z przybitym na ukos niemieckim stemplem. Jednak okupant, a także kierujący
Bankiem Emisyjnym Feliks Młynarski, nie zdawali sobie sprawy, jak wiele tych banknotów
Polacy trzymali „w skarpecie” na ciężkie czasy, które właśnie nadeszły. Czerwoną pieczątkę
z napisem Generalgouvernement fur die besetzen polnischen Gabiete na stuzłotówce
notorycznie fałszowano zarówno na użytek Związku Walki Zbrojnej, jak i dla czystego zysku –
głównie w okolicach warszawskiego Kercelaka. Jej wartość szybko spadła i wiosną 1940 roku
banknot wycofano z obiegu.
W czasach PRL, kiedy Poniatowski – źle widziany jako arystokrata – zniknął z banknotów
(notabene wciąż nie ma go na biletach NBP), z rozrzewnieniem wspominano przedwojennego
mocnego złotego, nagminnie utożsamianego ze stuzłotówką z jego portretem. Fałszerze
działający dziś na rynku antykwarycznym wciąż skupują relatywnie tanie banknoty stuzłotowe
i podrabiają niemiecki stempel, aby zwiększyć wartość numizmatu. W ten sposób przyczyniają
się – nolens volens – do utrwalenia legendy księcia Józefa Poniatowskiego.
Artykuł na zasadach i Creative Commons CC BY Uznanie autorstwa 3.0 Polska
Dofinansowano ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm Jutra”